Wgryzłam się łapczywie w krwawy kawał mięsa upolowanej przed chwilą
sarny. Od paru dni nie miałam nic w ustach i trawił mnie potworny głód.
Wokół mnie las, szum strumyka, to jest to co kocham, uśmiechnęłam się
lekko do siebie. Podniosłam gwałtownie głowę słysząc cichy pisk,
spojrzałam w górę na skaczącą z gałęzi na gałąź wiewiórkę, odkąd cztery
dni temu zobaczyłam, że śledzi mnie mój ojciec ciągle byłam spięta i
rozglądałam się co chwile. Gdyby mnie znalazł na pewno by mnie ukarał,
mimowolnie mój wzrok przeniósł się na bandaż na łapie. Otrząsnęłam się
by nie przywoływać nieprzyjemnych wspomnień i wróciłam do jedzenia.
Kiedy z sarny zostały tylko kości wzięłam mój plecak i ruszyłam w dalszą
drogę, było krótko przed południem, ale postanowiłam już poszukać
jakiegoś schronienia na noc. Niestety wokół widać było tylko drzewa.
Odrzuciłam grzywkę z oczu i przyspieszyłam kroku, jeśli nie znajdę
jaskini albo nory będę musiała spać na drzewie. Nie widziała mi się taka
opcja, przyspieszyłam więc do biegu. Wtedy poczułam ostry smród
zgnilizny, poszłam w tamtą stronę i zobaczyłam bagnisko, a w nim
rozkładające się truchło. Nie miałam ochoty tak skończyć więc
postanowiłam okrążyć bagno. Zajęło mi to pół dnia i słońce już prawie
zaszło. Usiadłam na ziemi i myślałam co teraz, nadal nie znalazłam
kryjówki. Nagle usłyszałam trzask łamanej gałązki, odwróciłam się i
zobaczyłam wilka.
-A ty tu czego?- spytałam oschle.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz