Nie chciałem zamartwiać Kiri... Ale... Prawda była okropna.
-Zdecydowanie mnożą się w oczach...-Mruknąłem. Słyszałem, jak wadera cicho przełknęła ślinę.
-Co teraz robimy?-Zapytała nieśmiało.
-Mamy dwie opcje... Zdecydowanie jestem za tą drugą. Możemy albo czekać na pomoc i dalej walczyć, albo wiać.-Powiedziałem.
-Ja też wolę tę drugą opcję.-Wyszeptała.
-Ok... No więc... Ja próbuję zwabić ich uwagę, ale kiedy zawyję, wiej do jaskini tuż obok Jesiennej Kaskady. Tam jest baza moja i Cross'a. Bieli nie powinni nas znaleźć.-Wytłumaczyłem. Kiri znacząco pokiwała głową. Rzuciłem się na pobliskiego białego i zacząłem mu się wgryzać w kark. Zaatakowałem go błyskawicznie, żeby inne się na mnie rzuciły. Od razu potem uciekłem parę metrów od armii i głośno zawyłem. Spojrzałem za siebie. Kiri zaczęła uciekać. Jednym susem przeskoczyłem szereg białych i dołączyłem do Kiri. Wbiegliśmy do jaskini i schowaliśmy się w jej głębi za głazem, przytulając się do siebie.
-Oby tylko nikt nas nie znalazł.-Ściszyłem głos. Uśmiechnąłem się lekko, a Kiri też to odwzajemniła. Po chwili... Jakby uderzyła mnie strzała Kupidyna... Prosto w serce. Kiri pocałowała mnie w policzek.
-To za to, że mnie uratowałeś.-Wyszeptała. I właśnie wtedy... Się zakochałem. Wow.... Przedziwne uczucie. Tą chwilę przerwało syczenie. Zwróciłem spojrzenie w stronę wylotu jaskini. Tuż nad ziemią latał cały biały wilk, uskrzydlony i z niebieskimi oczami.
-No, no gołąbeczki... Nie uważacie, że to nie czas na miłosne flirty?-Zapytał szyderczo.
Kiri? Co robimy?! Kolejny biały! >.<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz