piątek, 10 lipca 2015

Od Falcon'a

Zbliżał się świt. Aramisa zniknęła gdzieś szukając myszy bądź łasicy na śniadanie. Szedłem powoli, nie zważając na to co dzieje się dookoła i myślałem o mojej rodzinie. Ciekawe co powiedziałby mój tata widząc na jakiego basiora wyrosłem, albo Loreyn i Mary. Chociaż gdyby one żyły to teraz miały by swoje rodziny, szczeniaki. Westchnąłem. Nie miałem w naturze użalać się nad sobą, ale zastanawiałem się czemu akurat mnie spotkał taki los. Jeszcze raz westchnąłem.
-Co tak wzdychasz?- usłyszałem nad sobą. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Aramise. Siedziała na drzewie i oblizywała łapy jednocześnie patrząc się na mnie, pod jej łapami leżały dwa tłuściutkie gronostaje. Oblizałem się. Kotka przestała się myć.
-Co? Chcesz to? Więc będziesz musiał mnie złapać!- i skoczyła na drugie drzewo.
-Zaraz cię złapię!- wykrzyknąłem. Zawsze tak robiła, na posiłek musiałem sobie zasłużyć. Pobiegłem za nią ile sił w łapach. Nie oglądałem się za siebie. Byłem głodny jak wilk..... zaraz ja jestem wilkiem! Więc po prostu byłem przeraźliwie głodny. W końcu Aramisa zeskoczyła na ziemię i zostawiła jedną zdobycz. Podniosłem ją i od razu zjadłem. Był pyszny.
-Smacznego.-moja towarzyszka także zaczęła jeść. Po paru minutach znowu ruszyliśmy przed siebie, tym razem ramię w ramię.
-Gdzie my w ogóle idziemy, co?
-W dal.- odparłem. Sam też nie wiedziałem dokąd. Po prostu. Gdzieś, w poszukiwaniu domu. Wtedy poczułem jakiś zapach. Stanąłem i zacząłem węszyć. To był wilk. Popędziłem w stronę z której dochodził zapach. Gdy byłem już blisko zwolniłem. Usłyszałem szum wody. Podszedłem bliżej, ujrzałem wąską rzeczkę i mały wodospad. Jakiś wilk pił z rzeki. Cicho zbliżyłem się do nieznajomego. Ten podniósł łeb.
-Ktoś ty? Nigdy cię nie widziałem.
-Jestem Falcon.
-Magic. Z jakiej watahy jesteś?
-Z żadnej, nie mam watahy.
- A chciałbyś? Jestem Alfą w Watasze Galaktycznych Oczu. Może dołączysz?- basior wydawał się miły, ale nie byłem pewien. Wtedy zauważyłem u mego boku Aramise. Patrzyła na mnie tym swoim wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
-W porządku. Niech będzie.
-Super. Chodź zaprowadzę cię do jaskiń.- poszliśmy za nim. Dotarliśmy do dużej skały z rzędem otworów w niej wyrytych.- Wybierz sobie jedną. Odpocznij i zobaczymy się rano.- gdy Magic odszedł wszedłem do nie za dużej, ciemnej jaskini. Mimo iż słońce jeszcze nie zaszło ruszyłem w najdalszy kąt i zasnąłem.

Magic?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz