Położyłam się pod jakimś drzewem z westchnieniem ulgi. Biegłam całą noc,
mając wrażenie, że moi oprawcy wciąż mnie ścigają. Chyba ich zgubiłam.
Przymknęłam piekące oczy. Mięśnie paliły mnie żywym ogniem, byłam głodna
i potwornie spragniona. Do tego cień nie dawał ukojenia przed prażącym
słońcem, musiało być południe. Ostatkiem silnej woli powstrzymałam się
przed zaśnięciem. Poleżałam jeszcze kilkanaście minut, jednak musiałam
iść. Z ogromnym trudem wstałam i powlokłam się dalej. W pewnym momencie
zauważyłam strumień. Napiłam się szybko. Woda była przyjemnie chłodna.
Ruszyłam w dalszą drogę. Na szczęście zaczęło się ochładzać. Kiedy już
myślałam o przespaniu się w losowym miejscu, znalazłam jakąś opuszczoną
jaskinię. Położyłam się w kącie. Nie było zbyt wygodnie, ale zdążyłam
się przyzwyczaić. Zasnęłam... Kiedy znów uchyliłam oczy, był wieczór.
Świerszcze cykały głośno. Po chwili postanowiłam ruszyć w dalszą
wędrówkę. Spokojnym krokiem, już wypoczęta, szłam przed siebie. Nagle
usłyszałam dźwięk łamanej gałązki. Rozejrzałam się, gotowa walczyć lub
uciekać.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz